Jak często używamy tego powiedzenia? Zwykle oznacza ono okaz zdrowia, wytrzymałość i odporność. Patrząc na te duże zwierzęta widzimy ogromną siłę. Oczywiście jest to prawda. Jednak nie każdy wie, że nasi kopytni przyjaciele są bardzo delikatni i wbrew pozorom (tak, ogromnym pozorom) wymagają mnóstwa uwagi i opieki zdrowotnej.
Konie już od wieków służyły ludziom. Wykorzystywane były głownie jako siła pociągowa, ale także towarzysze broni. Dzięki wierności i ufności tych zwierząt ludziom żyło się znacznie wygodniej. Już od dawien dawna człowiek zobaczył w nich drzemiący potencjał. Zobaczyliśmy w nich ogromne zaangażowanie i posłuszność. Dodatkowo szło to w parze z niesamowitą wytrzymałością i siłą.
Wszystko zaczęło się od obserwacji koni żyjących na wolności. Mowa tu oczywiście o mustangach. To rasa koni (obecnie o bardzo niskiej populacji), które żyją w stadach na łonie natury. Mają one inną budowę ciała, niż te, które możemy obecnie zobaczyć w niewoli, czyli w stajniach, stadninach itp. Mustangi są niezbyt wysokie. Średnio osiągają Ok 140 cm w kłębie. Są mocnej, muskularnej, krępej budowy, dostosowanej do dzikiego życia. Nie możemy jednak porównywać zdrowia i wytrzymałości tych koni do ówczesnych, żyjących w niewoli człowieka. Naturalnym środowiskiem konia nie jest bowiem boks w stajni, czy ogrodzony pastuchem wybieg (daj Boże by było to chociaż trawiaste pastwisko). Nie wspomnę już o żywieniu koni. To wszystko co zmieniliśmy w życiu tych niegdyś dzikich istot, miało wpływ na to, że konie straciły swoje właśnie „końskie zdrowie”.
Dodatkowo hodowcy stałe szukają coraz bardziej pożądanych cech, krzyżując oraz tworząc gatunki. Nasze działania doprowadziły do tego, że o konia trzeba czasem bardziej dbać niż o człowieka. Skąd to wiem? Sama jestem szczęśliwą posiadaczką kasztanowatej Arabki. To wszystko, co napisałam może wskazywać, że jestem przeciwniczka niewoli koni. Nic bardziej mylnego! Pokazuje Wam jedynie, jak to się stało, ze konie możemy dzisiaj widywać na padokach, a nie na stepach. Tego już nie zmienimy. Dzisiejsze konie zresztą, nie są przystosowane do życia bez człowieka. Śmiem twierdzić nawet, że nie wszystkie poradziłyby sobie zupełnie same, na łonie natury. Tutaj ktoś może zarzucić mi, że przecież instynkt pozostał. Oczywiście, konie maja ogromnie rozwinięte instynkty stadne, ucieczki oraz przetrwania. Z tym człowiek nie jest w stanie sobie poradzić. Mówię tu jednak o przypadkach koni przewlekle chorujących, wymagających stałego nadzoru weterynaryjnego, a uwierzcie, jest takich mnóstwo.
Jedną z takich jest chociażby COPD (obecnie nazywana RAO). Jest to przewlekłe schorzenie dolnych dróg oddechowych. Przyczyn choroby jest wiele, natomiast jedna z nich jest po prostu brak stałego dostępu do świeżego powietrza. Kurz, pył, suche siano w stajni również nie sprzyja płucom koni. Kolejną z chorób, które często dotykają naszych podopiecznych są wrzody żołądka. Tu natomiast winę ponosi zły system karmienia koni. Ci roślinożercy mają niestety wadliwy układ pokarmowy. Mowa tu o zbyt małym żołądku oraz przełyku ułożonym pod ostrym kątem. Te czynniki wpływają na fakt, że konie nie mogą wymiotować, zatem wszelkie zatory pokarmowe, pęcznienie czy fermentacja treści pokarmowej może prowadzić do pęknięcia ścian żołądka. Dodatkowo narząd ten jest podzielony na dwie części: bezgruczołowa oraz gruczołowa. Pokarm początkowo dostaje się do części bezgruczołowej, w której pęcznieje i rozmięka, a następnie trafia do gruczołowej, gdzie pod wpływem kwasu chlorowodorowego ulega trawieniu. Kwas w tej części żołądka jest stałe produkowany, dlatego tak ważne jest by koń miał praktycznie stały dostęp do paszy objętościowej. Już krótkie przerwy w jedzeniu ( 3-4h ) prowadzą do powstawania nadżerek, czyli ran powstałych na skutek przedostania się kwasu trawiennego z gruczołowej do bezgruczołowej j części żołądka. Nadżerki natomiast prowadzą do tej uciążliwej choroby, zwanej wrzodami.
Jeśli jesteśmy już przy układzie trawiennym warto poruszyć również problem morzysk u koni. Wbrew pozorom jest to bardzo niebezpieczne. Jak już wspomniałam, konie maja bardzo wrażliwy układ pokarmowy. Kolka (morzysko) jest najogólniej mówiąc niedrożnością jednego z odcinków układu trawiennego, powodująca wzdęcia i ból. Przyczyn powstania tego schorzenia jest wiele, ale do jednych z nich na pewno możemy zaliczyć wcześniej już wspomniana nieregularność w karmieniu. Oczywiście ogromne znaczenie ma również jakość pożywienia, czy zbyt duża ilość cukrów w pokarmie.
Wymieniłam zaledwie trzy z wielu częstych chorób, które dotykają tych roślinożerców. Gdybym miała opowiadać o wszystkich, zapewne nie starczyło by mi życia. A pomyślcie ile może być jeszcze schorzeń związanych z układem kostnym czy mięśniowym!
Zastanawiając się trochę głębiej nad tym, że konik to nie tylko piękne, duże i silne zwierze, zobaczymy w nim dosyć kruchą i wymagającą istotę.
Warto jest kupować konie świadomie i liczyć się z możliwością wystąpienia chorób. Trzeba również być na to przygotowanym finansowo. Kupić konia to nie problem. Utrzymać konia to prawdziwe wyzwanie. I nie mowie tu bynajmniej o kosztach pensjonatu.
Jakiś czas temu towarzystwa ubezpieczeniowe wyszły nam, posiadaczom koni, na przeciw tworząc oferty ubezpieczenia koni. Niestety niewielka ilość osób ma tego świadomość. Chciałabym, żebyście Wy mieli, ponieważ to naprawdę potrafi ułatwić życie. Na chwilę obecna mamy na rynku trzech ubezpieczycieli oferujących rożne, lepsze bądź gorsze, oferty ubezpieczenia naszych podopiecznych. W zakresie ubezpieczeń mamy takie ryzyka jak wypłata odszkodowania w przypadku leczenia kolek, pokrycie kosztów operacji, wypłata sumy gwarancyjnej w przypadku padnięcia i wiele innych. Skąd to wiem? Oczywiście kiedyś nie wiedziałam. Miałam niestety nieprzyjemność dowiedzieć się na własnej skórze co oznacza utrzymanie konia. W zeszłym roku cudem udało nam się przejść bardzo poważna operacje, właśnie przez kolkę. Jedyną szansa na ulżenie w bólu była bardzo kosztowna operacja bądź eutanazja. Oczywiście wybrałam to pierwsze, wypompowując się doszczętnie finansowo. Wtedy dowiedziałam się właśnie o możliwości ubezpieczenia swojej kobyły. Płacę zaledwie kilkaset złotych rocznie, co jest naprawdę żadnym kosztem, patrząc na to, że tyle samo potrafimy zapłacić, przy zwykłej kontroli weterynaryjnej, więc dopiero teraz mogę powiedzieć, że jestem przygotowana na każdą ewentualność.
Także zachęcam Was po prostu do myślenia. Do rozsądnego zakupu koni i do zabezpieczenia siebie i tych zwierząt przed ewentualnymi nieszczęściami.
Ubezpieczenie dla mojej klaczy znalazłam na stronie: http://www.kalkulator-ubezpieczeniowy.pl/ubezpieczenia_koni.php
Warto spojrzeć!
Rimi Qader